piątek, 24 marca 2017

Robert Kranjec


Dobrych kilka lat temu byłem z rodzicami i sisotrą na wakacjach w Zakopanem. Po przybyciu na miejsce okazało się, że niedługo w stolicy polskich Tatr ma odbyć się konkurs letniego Grand Prix.
Niestety lecz były to czasy kiedy zamiast dziewczyn interesowały mnie Power Rangers, więc o rywalizacji na Wielkiej Krokwi po prostu przed przyjazdem nie wiedziałem. Gdyby było inaczej to zapewne urlop rodziców został by zaplanowany nieco inaczej, a tak musieliśmy wracać do Mielca dwa dni przed zawodami..

Mimo to, na Krupówkach czy w innych częściach miasta z każdym dniem czuć było klimat zbliżających się zawodów, mimo, że przecież był środek lata, a rywalizacja na tzw. igielicie nie jest traktowana na równi z tą zimową.

Przez kilka dni trochę się pozwiedzało, lecz ja rzecz jasna najbardziej czekałem na moment, kiedy po raz pierwszy będę miał okazję zobaczenia "Wielkiej Krokwi" z bliska.
W końcu cel udało się zrealizować, a po przybyciu na miejsce mogłem nawet podziwiać skoki pewnej grupy skoczków, która odbywała trening. Pomimo tego wjazd na samą górę obiektu nie był zamknięty dla kibiców, z czego rzecz jasna skorzystaliśmy. 

Po wjeździe na szczyt z bliska mogłem zobaczyć zawodników i to jak przygotowują się do swoich prób. Przez cały czas przypatrywałem się jednemu, zdecydowanie najlepszemu spośród wszystkich, gdyż jego skoki były wyraźnie najdalsze. Przez kilka dobrych godzin zastanawiałem się kto to może być, gdyż wiedziałem, że skądś do kojarzę.
Niestety o tym z kim miałem do czynienia przypomniałem sobie dopiero po opuszczeniu obiektu, a tajemniczymi skoczkami odbywającymi trening byli Słoweńcy z Robertem Kranjcem na czele, i to właśnie on zwrócił moja uwagę.

W kolejnych dniach pod "Wielką Krokwią" już się nie pojawiłem, lecz skoczków wyraźnie przybywało, co widać było na Krupówkach, gdzie często biegali i się przechadzali. Dziś zapewne rozpoznał bym ich bez problemu, lecz wtedy z całej stawki Pucharu Świata znałem niewielu z nich.

Kiedy zacząłem zbierać autografy od samego początku moim celem było pozyskanie podpisu właśnie Roberta, gdyż był to pierwszy skoczek ze światowej czołówki, którego miałem okazję zobaczyć na żywo. Przez długi czas celu nie udało się zrealizować, lecz w końcu dzięki wymianie autograf Kranjca złożony na karcie dołączył do mojej kolekcji, z czego bardzo się cieszę.

Już w ten weekend Puchar Świata finiszować będzie jak to ma zawsze miejsce w Planicy, gdzie bądź co bądź bohater tej notki bardzo często odgrywał pierwszoplanowe role, gdyż była to "jego skocznia". Tym razem mam jednak nadzieję, że to Kamil Stoch nie będzie miał sobie równych, gdyż jak wiemy toczy on zaciętą walkę ze Stafanem Kraftem o wygraną w całym cyklu. Do Austriaka traci niewiele i mam nadzieję, że zdoła to odrobić, choć będzie o to pieklenie trudno.

14 komentarzy:

  1. Co za niesamowita historia! Uwielbiam Roberta i tęsknie za jego występami na skoczniach. Gratuluję podpisu! Zapraszam do mnie: http://morethanskijumping.blogspot.com/2017/03/32-finski-zwiazek-narciarski-antti.html Dodajemy do polecanych? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję! Dodasz mojego bloga do ulubionych? whatsimongets.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję podpisu!
    https://dreamerworldfototravel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje! :)
    http://autografymartynyautografy.blogspot.com/2017/03/plastron-bartosz-czyz.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratki ! ;)
    http://jackautographspl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję :)
    http://autografykuby1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń